Opracowanie dokumentu zlecił Biuru Rozwoju Gdańska (BRG) prezydent miasta, eksperci mają na to dwa-trzy lata. Na Gdańsk muszą patrzyć całościowo: dobre studium określi, jak w mieście mają się rozwijać urbanistyka, transport, ekologia, kultura, gospodarka… Potrzeba do tego odważnej i rozsądnej wizji władz miasta, ekspertów, radnych i mieszkańców.
Drugie warsztaty poświęcone studium odbyły się 18 września w siedzibie BRG pod hasłem „Rozwój miasta a ochrona środowiska przyrodniczego i kulturowego” (o pierwszych przeczytasz TUTAJ. Stały się okazją do zadania kluczowych pytań o tożsamość miasta i jego mieszkańców. Bez określenia bowiem, kim jesteśmy i skąd przychodzimy, trudno będzie ustalić dokąd – jako wspólnota – powinniśmy dążyć.
Czy polskie znaczy obciachowe?
Czym więc wyraża się nasza tożsamość? Na przykład naszym stosunkiem do przeszłości, czyli do tego, co w naszym mieście poniemieckie, ale także do tego, co nam zostało po PRL. Dr Jacek Friedrich, wykładowca historii sztuki na Uniwersytecie Gdańskim i dyrektor Muzeum Miasta Gdyni, tłumaczył, jak zmieniał się nasz, gdańszczan, stosunek do tego, co tu zastaliśmy, i jak budowało to naszą tożsamość. Tuż po wojnie nastąpił w Gdańsku, i w ogóle na całych ziemiach odzyskanych, proces odreagowania po okupacji: to, co niemieckie, było burzone.
– Architektura miała być „odprusaczona”, czyli wyczyszczona z naleciałości pruskich – mówił Friedrich. – Nowe władze nie chciały, aby polska socjalistyczna młodzież przesiąkała w tych budynkach pruską atmosferą, aby podłapywała „żandarmie” myślenie o świecie.
W Gdańsku wedle tej zasady wyburzano budynki, które były choćby tylko lekko zniszczone, ale stały w reprezentacyjnych punktach. Nie było dla nich miejsca w nowym ładzie.
Po upadku komunizmu nastąpiło, co naturalne, odreagowanie lat socrealizmu. – Pojawiła się niechęć do tego, co nasze, co własne, a to, co poniemieckie, stało się nagle piękne, chwalone – mówił Friedrich. – Choć to zrozumiałe, bo komunizm w dużej mierze był szary i monotonny.
W efekcie zaczęliśmy odsłaniać w Gdańsku niemieckie napisy, zachwycać się niemieckością miasta, ale jednocześnie deprecjonować naszą architekturę, choćby nawet cenną, tylko dlatego, że powstała w Polsce Ludowej. – Niechęć do tego, co polskie, pojawiła się też wśród inteligencji – podkreślał Friedrich. – Zadawaliśmy sobie pytanie: „Co pomyśli o nas Zachód?”. To, co polskie, było beznadziejne, obciachowe. Trendy przychodziły z Zachodu.
Friedrich mówił o podobnych tendencjach dziś w ukraińskim Lwowie: – Tam z kolei odkrywa się polskie napisy, jest moda na snobowanie się na polskość, choć tamtejsi Ukraińcy nie mają z polskością nic wspólnego. Natomiast w litewskim Wilnie jest teraz jak w Gdańsku w 1946 i 1947 roku: zaciera się tam wszelkie polskie napisy.
Jak zatem powinien w przyszłości funkcjonować kulturowy Gdańsk? Jak powinna wyglądać nasza dbałość o przeszłość? Friedrich zasugerował uważne przyglądanie się temu, co mamy po PRL: – Przyglądajmy się temu, co sami stworzyliśmy przez 70 lat. Dowartościowujmy to, co istnieje, nawet niespektakularne, niepozorne rzeczy. Miejmy szacunek do drobnostek. Miasto to nie tylko Zbrojownia i Dwór Artusa, ale też hala Olivia, budynek LOT-u, a nawet te mniejsze. Napełnijmy wartością już istniejące artefakty.
Odkryć wszystkie napisy?!
W podobnym duchu wypowiadał się dr Wojciech Targowski, architekt, wykładowca Politechniki Gdańskiej. Tłumaczył gdańską niepewność, wątpliwości dotyczące tego, co i jak mamy chronić; co budować, a co niszczyć; do jakiego stylu się odwoływać; co uznać za piękne, a co za brzydkie: – Często mówimy: „niech historia zdecyduje, czy zrobiliśmy dobrze czy źle”. Dlaczego? Bo nie mamy świadomości poprzednich pokoleń i ich doświadczeń. W Gdańsku po 1945 roku nastąpiło przerwanie ciągłości historycznej i nie mamy jasnych kryteriów oceny. Tu żyło zupełnie inne społeczeństwo, był tu zupełnie inny świat; inni, obcy nam gdańszczanie.
Nasza zatracona tożsamość nie podpowiada nam na przykład, jak postępować w sprawie starych niemieckich napisów. – Wyobraźmy sobie, że odkryjemy je wszystkie! Wyobraźmy sobie Gdańsk pokryty niemieckimi napisami – proponował Targowski. I szedł dalej: w myśleniu o Gdańsku współczesnym i jego tożsamości powoływał się na przykłady budynków nieistniejących, zburzonych (jak gdańska synagoga) i tych, które nigdy nie powstały, choć były w tym mieście planowane (jak potężne gmachy, które miały upamiętniać tryumf III Rzeszy).
Targowski dążył do jednego: chciałby, byśmy jeszcze raz zastanowili się, czym jest dla nas „gdańskość”, jaki jest mit założycielski tego miasta, kim jesteśmy w nim my oraz co ma po nas zostać.
No właśnie… Kim?…
źródło: gdansk.pl