„Wyspa na Prerii” trafiła w moje ręce jako prezent. Już po pierwszych zdaniach wiedziałem, że będzie to kolejny tytuł autorstwa Cejrowskiego pisany językiem, który często bawi, a jednocześnie w sposób niezwykle przystępny prezentuje rzeczywistość, która większości czytelników jest nieznana.
Tym razem antropolog zabrał nas na wschód Ameryki Północnej, do stanu Arizona, który graniczy od południa z Meksykiem. Tam, gdzie kowboje mają swoje rancza. Gdzie za niespłacone długi karciane wolno zabić. I gdzie poczta okazuje się być centralnym punktem załatwiania spraw wszelkich. Bo wszystko jest „na poczcie, przy poczcie, koło poczty lub zaraz za pocztą”.
Wojciech Cejrowski wchodzi jako nowy osobnik społeczności tak, by nie został z niej wyrzucony. W Arizonie decyduje się podać za mordercę na zwolnieniu warunkowym. To daje mu swego rodzaju immunitet, dzięki któremu ludzie omijają go szerokim łukiem. Bo tak bezpieczniej (dla antropologa). Dalsza część książki to kolejne przygody i doświadczenia, którymi dzieli się z nami. To także przemyślenia ogólne i refleksje. Na przykład nad brakującym w języku polskim rzeczownikiem „nicnierobienie”.
Z książką jest jak z człowiekiem, po okładce oceniać się nie powinno. Jednak to właśnie ona sprawia, że weźmiemy ją do ręki. „Wyspa na Prerii” zwraca uwagę pięknym wydaniem w twardej okładce, a także rewelacyjnymi zdjęciami. Nawet papier jest wysokiej jakości. Być może trochę idealizuję, ale jest to książka, która z całą pewnością powinna znaleźć się w domowej bibliotece każdego, kto na bieżąco ją uzupełnia. Dla stałych czytelników Cejrowskiego to absolutnie pozycja obowiązkowa. Ale tej grupie ludzi tego na pewno mówić nie trzeba. Wiele pozycji oprócz ciekawej oprawy nie ma nic więcej do zaoferowania. O najnowszej książce Wojciecha Cejrowskiego z całą pewnością tego powiedzieć nie można. Słowotwórstwo i wyrazy dźwiękonaśladowcze pojawiają się niemal w każdym rozdziale. Mając na uwadze poprzednie tytuły, rzec by można „Stary, dobry Wojciech Cejrowski”. Przypominając sobie jego postać z programów telewizyjnych wcale nie trudno sobie wyobrazić go rzucającego krzesłem w celu sprawdzenia, czy wciąż nadaje się jeszcze do siedzenia. Autor w wielu sytuacjach zachowuje się w sposób komiczny (czyżby znamiona ukończenie szkoły teatralnej?). Jednak nie sprawia to, że traktuję go mało poważnie. I może dlatego właśnie wolę Wojciecha Cejrowskiego słuchać i obserwować, niż tylko czytać.
Na zakończenie chcę powiedzieć o początku książki, który z jej fabułą nie ma nic wspólnego. To dedykacja. Wojciech Cejrowski zadedykował „Wyspę na Prerii” swoim synom chrzestnym. Jedna strona tekstu potrafi przedstawić obraz człowieka i jego stosunek do wspomnianych w nim osób. Przyznać muszę, że bardzo mnie ona wzruszyła, a jednocześnie skłoniła do głębokiej refleksji… Niewiele jest osób, które podchodzą do roli matki lub ojca chrzestnego z taką powagą. A na podjęcie decyzji potrzebują czasu, by zastanowić się, czy aby na pewno temu sprostają. Zazwyczaj cała procedura zaczyna się i kończy na pójściu do kościoła. Sam jestem wśród tych, którzy swojego ojca chrzestnego nigdy nie poznali. Mam nadzieję, że niektórzy wezmą sobie do serca to, co napisał autor w dedykacji. Śmiem powiedzieć, że i w niej odnaleźć można wartość dydaktyczną.
Amadeusz Graj