Brema proponuje Gdańskowi pomoc w szkoleniu urzędników, którzy będą zajmować się problemem uchodźców. Od początku roku bremeńczycy przyjęli już 4,5 tysiąca osób z Afryki i Bliskiego Wschodu, a spodziewane są kolejne tysiące. Czy doświadczenia Bremy będą pomocne dla gdańszczan?
Od początku września, kiedy fala uciekinierów wojennych do Europy przybrała największe od czasów II wojny światowej rozmiary, nic na Starym Kontynencie nie jest już takie, jak dawniej. Zmiany widać zwłaszcza w kraju najbardziej przez uchodźców wymarzonym: w Niemczech. Przyjrzeliśmy się sytuacji w jednym z niemieckich miast – w liczącej 546 tys. mieszkańców Bremie, która do końca roku spodziewa się przyjąć do 9 tysięcy uchodźców: więcej, niż ma przyjąć cała Polska w ciągu dwóch lat.
Rola miasta, landu i państwa
Pochodzą z Syrii, Iraku, Afganistanu, krajów Afryki, Bałkanów. Uciekają przed wojną i prześladowaniami. Przybywają do Bremy najczęściej nocą. Część z nich chce jechać dalej – do Szwecji i Danii. Ci, którzy decydują się pozostać, na początek kierowani są do wstępnego punktu przyjęć, czynnego przez całą dobę. Tu mogą przenocować i zjeść posiłek. Następnego dnia przybysze zostają zarejestrowani i skierowani w miejsce przejściowego pobytu. „Miejsce” może tu oznaczać: schronisko, namiot, salę gimnastyczną…
Uchodźcy mają zapewnione noclegi i posiłki. Dostają kieszonkowe: 140 euro miesięcznie dla dorosłego, dla dziecka nieco mniej. Te pieniądze służą na zakup artykułów codziennego użytku, ubrań, biletów. Wszystkie te koszty ponosi land Wolnego Hanzeatyckiego Miasta Bremy.
Kolejne miejsce, do którego musi się udać uciekinier, to Urząd Federalny ds. Migracji i Uchodźców, gdzie składa wniosek o azyl. Uchodźcy przedstawiają paszporty i inne dokumenty świadczące o ich pochodzeniu (jeśli takie mają). Zdecydowana większość Syryjczyków i obywateli państw ościennych Syrii, którzy stanowią obecnie 40 proc. ubiegających się o azyl w Bremie, ma paszporty. Z obywatelami innych krajów bywa różnie. Brak dokumentów wydłuża proces wydania decyzji w sprawie azylu. Obowiązek potwierdzenia tożsamości uciekiniera spoczywa na urzędnikach federalnych.
Spokoju, telefonu i lekarza
Czego potrzeba uchodźcom?
– Przede wszystkim spokoju – podkreśla dobitnie Karl Bronke, kierownik Urzędu do Spraw Społecznych Landu Brema. – Nie chcą być od razu pierwszego dnia pytani, kiedy zrobią kurs niemieckiego i jakie są ich dalsze plany na życie. Pierwsze, o co proszą, to telefon albo dostęp do internetu, żeby skontaktować się z krewnymi, którzy zostali tam, skąd oni uciekli. Chcą im powiedzieć, że są już w Niemczech, i zapytać, czy tam na miejscu wszystko jest w porządku.
Uchodźcy często potrzebują pomocy lekarza. Przybysze są często wycieńczeni ucieczką do Europy, zdarzają się złamania, poparzenia, jest coraz więcej przeziębień i innych infekcji. Za wizyty płaci land, na podstawie karty ubezpieczenia wystawionej przez kasę chorych.
– Przy kosztownych świadczeniach wymagamy opinii specjalisty – zaznacza Karl Bronke. – Na przykład kiedy chodzi o naprawę ubytków w uzębieniu albo psychoterapię. Co do dużej grupy uchodźców, zwłaszcza tych, których krewni trafili do innych landów, nie mamy pewności, czy zostaną u nas na stałe. Rozpoczynanie wielomiesięcznej terapii psychologicznej z pacjentem, który może za tydzień wyjedzie, nie ma sensu.
Niepoliczalne i bezcenne
Jeśli wziąć pod uwagę osoby, które zawodowo zajmują się pomaganiem, w sprawy związane z uchodźcami zaangażowanych jest obecnie w Bremie około 130 osób. Nie ma w tej liczbie pedagogów pracujących w przedszkolach i szkołach, do których uczęszczają dzieci osób ubiegających się o azyl.
Nie sposób policzyć, ilu spośród przeszło pół miliona bremeńczyków poświęca swój czas i pomaga uchodźcom. Na stronie internetowej miasta powstała specjalna zakładka, gdzie znaleźć można kontakty do organizacji i oferty dla wolontariuszy.
Na liście jest m.in. fanpage na Facebooku „Flüchtlingshilfe Bremen”, czyli pomoc uchodźcom w Bremie, który ma już 18,5 tysiąca polubień. Bremeńczycy mogą tu znaleźć: wykaz potrzebnych rzeczy i listę miejsc, gdzie można je zostawić; informacje o tym, w jakie działania można się zaangażować; wyniki licytacji, z których dochód jest przekazywany na potrzeby uciekinierów; relacje z dzielnicowych festynów i meczów piłki nożnej z udziałem uchodźców; zdjęcia ciast i tortów z napisami z kremu „Refugees welcome” (Uchodźcy, witajcie) pieczonych przez mieszkańców na różne okazje.
Szybko powołane przez mieszkańców Bremeńskie Tandemy Imigracyjne poszukują wolontariuszy, którzy tworzą z uchodźcami dwójki i wspólnie coś razem robią, np. jeżdżą na wycieczki rowerowe, przy okazji dużo rozmawiając i przekazując sobie nawzajem wiedzę o swoich kulturach.
Bremeńczycy ogłosili akcję „Rower dla Uchodźcy”. Chętni oddają swoje nieużywane już jednoślady, a uczestnicy projektu naprawiają je razem z uchodźcami. W ten sposób obcokrajowcy nie tylko dostają na własność pojazdy i zyskują podstawową wiedzę o ich naprawie, ale odbywają także praktyczną lekcję języka niemieckiego i oswajają się z nową rzeczywistością, ludźmi, miejscem.
Emerytowani nauczyciele za darmo uczą niemieckiego w schroniskach.
Uniwersytet w Bremie jako pierwszy w Niemczech zaprosił do studiowania wszystkich uciekinierów, niezależnie od ich obecnego statusu w Niemczech. Warunek: rozpoczęte jakiekolwiek studia we własnym kraju i znajomość języka angielskiego lub niemieckiego.
– Pomocy ludzkiej nie da się w żaden sposób zmierzyć ani policzyć – uśmiecha się Karl Bronke. – Mogę tylko powiedzieć, że angażuje się tysiące osób. W tej chwili mamy takie schroniska, w których jest więcej wolontariuszy niż uchodźców. Zwykli obywatele robią też to, czego państwo nie jest w stanie zrobić: po prostu po ludzku rozmawiają z uchodźcami o ich dramatycznych przeżyciach.
gdansk.pl