poniedziałek , 10 luty 2025

I wtedy usłyszałam: pani jest normalna!

Jest piękna, znana i od lat cieszy się ogromną popularnością. Kochana przez kolegów i publiczność. Mimo wszystko Anna Dymna to nie tylko artystka. To człowiek przez duże „C”, który żyje dla innych. Niedawno ukazała się książka zatytułowana „Dymna”, a ja cieszę się, że Anna Dymna zgodziła się ze mną porozmawiać.

31512
fot. polki.pl

Skąd Pani bierze siłę?

Nauczyłam się czerpać siłę z małych rzeczy. Nie daję się zapętlać nerwom, nienawiści i kłopotom, bo to są elementy życia, z którymi i tak trzeba się zmierzyć. Najwięcej siły czerpię z ludzi. Mam szczęście, że jestem aktorką. Cały czas pracuję w Starym Teatrze na etacie, chociaż mogę już być na emeryturze. Zawód swój traktuję z całym oddaniem – gdy wchodzę na scenę, zapominam o wszystkim. Nie ma możliwości, bym wniosła na nią problemy dnia. Wchodzę w postać, wytwarzam sztuczne emocje i zapominam o tych prawdziwych. Teatr jest dla mnie najlepszym gabinetem psychoterapeutycznym. I oczywiście moja publiczność. Kiedy słyszy się oklaski, ma się wrażenie, że ładują się akumulatory.

A Fundacja „Mimo wszystko”, której jest Pani prezesem?

Fundacja także! Prowadzę ją od 11 lat. Nikt mnie zmuszał i sama się prosiłam o jej prowadzenie (uśmiech), więc nie narzekam, ale czasami jest mi trudno patrzeć na cierpienie ludzi. To po ludzku boli. Ale mam także Salony Poezji, z których czerpię siłę. Od 12 lat, w każdą niedzielę, zamiast jechać na wycieczkę rowerową i zapomnieć o tym, że jestem osobą publiczną – idę do Salonu Poezji (śmiech). Najwięksi aktorzy czytają tam wiersze i… To są takie chwile oderwania od rzeczywistości, zatrzymania. No i mam ogród i moje mruczące sierściuchy do głaskania. Ale wracając do pani pytania – powtarzam, najwięcej siły czerpię z kontaktu z ludźmi.

Jacy są ci ludzie?

Moi koledzy, naprawdę wielcy aktorzy, z którymi przyjaźnię się od lat to wspaniali ludzie. Znajomość z nimi jest wzbogacająca. Ludzie nie wiedza o tym, bo interesują ich tylko plotki i skandale. Aktorzy to zwykle zwyczajne osoby, proste. Media kreują nas na takich odmieńców! (śmiech). Jednym z najpiękniejszych komplementów, jakie usłyszałam był komplement od pewnej góralki.

Czego on dotyczył?

Wynajęłam u niej malutki pokoik. Miałyśmy wspólną kuchnie i jadalnię. Pani Stasia przez pierwsze dni patrzyła na mnie spode łba, nie odzywała się. Nie wiedziałam o co chodzi. Pewnego dnia poprosiłam ją o kankę, bo chciałam pójść do lasu na borówki i zrobić dziecku na zimę w słoiczkach. A ona pyta: jak to? To pani zbiera sama? I poszłyśmy razem. Pani Stasia patrzyła na mnie jak na prawdziwego dziwoląga i ze zdziwieniem stwierdziła, że umiem zbierać borówki i to tak szybko, a przecież jestem aktorką. I wtedy usłyszałam: pani jest normalna!

fot. tvp.pl
fot. tvp.pl

Bolą Panią plotki na temat Fundacji?

Pewnie, że bolą. Przykre jest kiedy czytam, że Dymna stawia sobie pałace za społeczne pieniądze. Ale bzdury piszą i pisać będą. Szkoda, że te pseudo media nie zajmą się czymś pożytecznym. W nich jest ogromna siła, która naprawdę mogłaby dać wiele dobrego. Ale tych ludzi nie interesuje sztuka, bezinteresowna pomoc. Oni żyją tym, że Dymna była młoda, a jest stara albo jej coś wisi. Cholera, przecież wszyscy się starzejemy! Jestem dumna z tego, że mam już tyle lat i wciąż chce mi się żyć i „rozrabiać”! Że wciąż cieszę się każdym dniem i wschodem słońca.

Brukowce ubzdurały sobie, że ludzie potrzebują pikantnych szczególików, kompromitujących kłamstw, a ja wiem, że świat jak tlenu potrzebuje radości, dobroci i uśmiechu.

Pani podopieczni. Co oni Pani dają?

Mówimy o sile i właśnie najwięcej jej dają mi moi podopieczni. Od kilkunastu lat stykam się z ludźmi, których dotknęła i wciąż dotyka tragedia. Przyjaźnię się z tymi osobami, dzięki Fundacji mogę im pomoc. To daje mi największą siłę!
Kiedy coś mi jest, gdzieś mnie coś zaboli – patrzę właśnie na nich. Takim symbolem walki i heroizmu jest mój podopieczny, ale także pracownik Fundacji Janusz Świtaj. Jest sparaliżowany, sam nie oddycha, a pracuje i właśnie skończył pierwszy rok studiów. Jest najlepszym studentem!
A poza tym… kocham „moje” dorosłe dzieci niepełnosprawne umysłowo. Dla nich założyłam Fundację „Mimo Wszystko”. Oni potrzebują miłości, uwagi, dotyku… Ci ludzie pokazują mi co jest w życiu najważniejsze. Po tych cierpiących ludziach widzę jak ważne jest to, żeby ktoś był obok, aby o tobie myślał.

Każdego dnia spotykam ludzi, których dotknęła tragedia. W programie „Spotkajmy się” poznałam wyjątkowe osoby. Wielokrotnie płakałam słuchając ich opowieści, za co od fachowców dostałam po głowie, bo moje zachowanie było nieprofesjonalne. Pomimo faktu, że jestem aktorką nie umiem przy nich udawać, po prostu rozmawiam z nimi jak z przyjaciółmi. Historie tych ludzi umacniają mnie.

Bolesne jest to, że nie zawsze spotykają się z akceptacją. Nie zawsze także otrzymują pomoc…

Tak. Słuchając ich historii, poznając ich losy, cierpienie, bezradność, bezduszność z jaką się spotykają momentami wydaje mi się, że żyjemy w okrutnym świecie. W Polsce, w środku Europy chorzy ludzie powinni być objęci bezwzględną opieką. Jak można dopuścić do sytuacji, ze matki chorych dzieci przesiadują w Sejmie i walczą o swoje dzieci, a to jest po prostu ich krzyk o pomoc.

Wie pani, nad morzem, w Lubiatowie, wyczaiłam po wojsku ziemię. Walczyłam o nią wiele lat i wreszcie dostałam ją od Państwa na 30 lat. Ma tu powstać całoroczny ośrodek terapeutyczno- rehabilitacyjny dla osób niepełnosprawnych z całej Polski. Znam wielu ludzi, których największym marzeniem jest zobaczyć choć raz w życiu morze. Ogłosiliśmy konkurs architektoniczny, przygotowaliśmy cały teren, rozpoczęliśmy budowę pierwszego budynku, warsztatów terapeutycznych dla ludzi niepełnosprawnych z gminy Choczewo. Niestety cała budowa nagle została odgórnie wstrzymana . Miejsce to jest bowiem jedną z lokalizacji na budowę elektrowni atomowej. Budynek, który był w trakcie budowy wykańczam i wyposażam i 15 listopada zaczną działać warsztaty i będą działać do chwili gdy okaże się, że jednak musi to stanąć jakiś reaktor. No i muszę czekać na decyzję Państwa. Mam nadzieję jednak, że to magiczne miejsce ocaleje i jeszcze kiedyś powstanie cały ośrodek.

Co Panią urzekło w Lubiatowie?

Tam jest jak w raju! 900 metrów od morza, przepiękny las… Tu można na nowo pokochać życie.

Jest Pani jedną z niewielu artystek, którą kochają pokolenia. Mogłaby Pani się tym delektować i odcinać kupony… Po co Pani Fundacja?

Nie umiem odpowiedzieć po co. Kiedy zakładałam Fundację miałam jeden cel: muszę ratować od beznadziei moich niepełnosprawnych intelektualnie przyjaciół. Stracili prawo do korzystania z warsztatów terapeutycznych dotowanych przez państwo. Założyłam więc fundację, otworzyłam dla nich warsztaty terapii artystycznej i nawet nie zauważyli, że los chciał ich wyrzucić na obrzeża życia.
Gdybym wiedziała na samym początku jak trudne jest prowadzenie fundacji – może stchórzyłabym. Jednak w życiu kieruję się intuicją i odruchem, więc nie zastanawiałam się długo. To jest trochę tak jak z kobietami, które boją się urodzić dziecko, bo co dalej? Jak sobie poradzę? To się dzieje po prostu. Instynktownie wiemy co robić! I tak też było z moja Fundacją. Prędzej umrę, ale sobie ze wszystkim poradzę! I przecież nie jestem sama. Mam wspaniałych ludzi; pracowników, wolontariuszy. Wszystko robimy razem.

Zmieniło się Pani życie?

Bardzo. Widzi pani, jak się komuś pomoże to robi się lekko na sercu. Trochę jak po wyjściu od dentysty z wyleczonym zębem (uśmiech). Robię to, bo daje mi to radość. Chce to robić, bo Fundacja wzbogaca moje życie. Ponieważ pracuje w Teatrze Starym – w Fundacji jestem wolontariuszem. Wszystko robię społecznie, bo kocham pracować z ludźmi. To daje siłę i motywuje.

Umie Pani odpoczywać?

Nie! Nie znam takiego stanu jak: leżeć i nic nie robić. Ja muszę mieć zajęcia. Jeśli nie gram, jestem w Fundacji, jeśli nie jestem w Fundacji to zajmuję się domem. Sprzątam, gotuję, kopię w ogródku, robię przetwory. Mało śpię. W nocy myślę i kombinuję, a rano ruszam „do ataku”.

Nie ma Pani chwilami dosyć gonitwy?

Absolutnie nie! Nawet podczas dwutygodniowego urlopu moja komórka dzwoni. W między czasie jeżdżę na rowerze, chodzę po plaży i delektuję się każda chwilą. To jest mój odpoczynek od codziennej gonitwy.

dymna-b-iext24961337Jednym z powodów dla którego się spotkałyśmy to Pani książką, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Marginesy. Czym ona jest dla Pani?

Pierwsza jej część ukazała się 15 lat temu pod tytułem „Ona i ja”. Tak się złożyło, że ja jestem aktorką, a Ela Baniewicz – teatrologiem i pasjonatką teatru. Ela pochyliła się nad każdą moją rolą i bardzo wnikliwie ją opisała. W pewnym sensie jest to historia teatru.
Jakiś czas temu zwróciła się do mnie Ela oraz Wydawnictwo Marginesy z propozycją wznowienia tej książki. I propozycja jak najbardziej mnie ucieszyła, ale przecież trzeba było dopisać ostatnie 15 lat! A w tym czasie trochę narozrabiałam (uśmiech). Salony Poezji, Fundacja, cały czas teatr… Ela jednak podjęła się tego zadania. Opisała cały mój świat, także ten prywatny, bo jeśli ktoś decyduje się na książkę to zdaje sobie sprawę, że trochę tej prywatności także musi pokazać. Pojawia się również rozdział o programie „Spotkajmy się”, który był dla mnie trudny i bolesny z racji rozmów z moimi gośćmi.

Dlaczego zdecydowała się Pani opowiedzieć także o swoim prywatnym życiu?

Może dlatego, by ludzie nie znali prawdy o mnie tylko z tabloidów… Choć informatorzy wiedzą o mnie więcej niż ja sama i to rzeczy, o których nawet mi się nie śniło.

Nie wystarczy Pani, że właśnie media wchodzą z butami w Pani prywatność?

Podczas ostatniej „afery podsłuchowej” pomyślałam sobie: „Kurczę, na jakim my świecie żyjemy!”. Ja przez całe swoje życie jestem w pewnym sensie podglądana i podsłuchiwana. Mama powtarzała mi, że muszę być grzeczna, ponieważ patrzy na mnie Bozia. Teraz patrzy na mnie moja mama, z nieba, więc widzi wszystko. Widzi więcej niż za życia! Patrzy na mnie Wiesiu Dymny. Muszę żyć tak, aby byli ze mnie dumni. Wierzę, że tak jest, więc żadne podsłuchy nie są mi straszne. Dlatego też nie boję się i nie wstydzę mówić o sobie.

Co Panią boli?

Kiedy nazywa się mnie „Matką Boską od Downa”. Żyjemy w takim świecie, że każdego, kto robi coś dobrego dla innych – podsumowuje i nazywa się często Aniołem, Matką Boską. Moja działalność to odruchy. Potrzeba mojego serca i będę to robić dopóki wystarczy mi sił czy się to komuś podoba czy nie!

mimo-wszystko-logoOstatnie pytanie, ale wydaje mi się, że bardzo ważne. Jak można wesprzeć Fundację „Mimo wszystko”? Ponoć pojawił się nowy sposób.

Tak. Allegro zwróciło się do Ewy Błaszczyk, którą kocham i która jest dla mnie mistrzem, do Jurka Owsiaka oraz do mnie.
Jeśli nie masz pieniędzy, ale chcesz pomóc – możesz przekazać na aukcję jakąś swoją rzecz. Jeśli masz restaurację – możesz przekazać np. zaproszenie na obiad. Przez 3 tygodnie trwa licytacja i pieniądze z tej akcji trafiają na konto fundacji. Wspaniała inicjatywa, która naprawdę może zdziałać wiele! Mamy też teraz akcję esemesową… zbieramy pieniądze na kolejna edycję Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Wszystkie informacje można znaleźć na naszej stronie.

Spotkanie z Panią to przyjemność z najczystszej postaci. Dziękuję!

About Marcin

Zobacz również

Wielka loteria w Rossmannie. Pula nagród – ponad 3 miliony zł

„Witaj w Rossmannie – otwórz apkę, a coś dostaniesz!” – tę piosenkę, zaśpiewaną przez Małgorzatę …

1 komentarz

  1. witam
    Podziwiam Pania jest Pani wspaniałaWIELKA
    pozdrawiam
    Mariola

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Advertisement