Zimne, deszczowe i wietrzne były ostatnie dni w Gdańsku. Mimo takiej pogody, na Oruni dwie bezdomne osoby mieszkały w szałasie. Nietrudno przewidzieć czym mogłoby skutkować ich bytowanie w tych warunkach, gdyby nagle ścisnął mróz. Interwencja strażników miejskich sprawiła, że namiot zniknął. Jego lokatorzy zapewnili, że mają się gdzie podziać. Żadnej pomocy przyjąć nie chcieli.
Wtorek, 1 grudnia. Około godziny 7:20 funkcjonariusze z Referatu VI pojechali na ulicę Raduńską, by wziąć udział w wizji lokalnej. Sprawa dotyczyła dwójki bezdomnych. Ludzie ci mieli koczować w szałasie, który sami postawili sobie na niezabudowanej, gminnej działce. Strażnikom towarzyszyli pracownicy Działu do spraw Osób Bezdomnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie oraz Biura Obsługi Mieszkańców nr 4.
Funkcjonariusze zastali w namiocie kobietę i mężczyznę. Nakazali dzikim lokatorom, by natychmiast opuścili to miejsce. W tym momencie pracownicy MOPR zaoferowali profesjonalną pomoc, jednak bezdomni stanowczo odmówili jej przyjęcia (jak się okazało, nie pierwszy raz). Nie skorzystali również z propozycji przewiezienia ich do noclegowni. Zadeklarowali, że mogą liczyć na dach nad głową u siostry bezdomnego mężczyzny. Chwilę potem oddalili się. Wtedy pracownicy BOM rozpoczęli porządkowanie terenu.
Kilka godzin później strażnicy jeszcze raz skontrolowali miejsce, w którym stał szałas. Nie było po nim już śladu.
Przypominamy, że informacje o osobach bez dachu nad głową, które mogłyby potrzebować pomocy, należy przekazywać straży miejskiej na alarmowy numer 986.
Straż Miejska w Gdańsku