Nie mieli powodu do zadowolenia kibice biało-zielonych w piątkowy wieczór. Piłkarze Lechii przegrali w Gdańsku z Cracovią 0:1.
Goście nie byli faworytem tego spotkania, choć na PGE Arenę przyjechali ze znakomitym bilansem z ubiegłego sezonu: dziewięć ostatnich meczów bez porażki. Jednak piątkowy wieczór w Gdańsku nie miał należeć do nich. Oczy komentatorów były zwrócone przede wszystkim na Lechię, która teoretycznie ma dość silny skład, by sięgnąć po zwycięstwo.
Tymczasem po zakończeniu meczu to trener Cracovii Jacek Zieliński miał powody do radości.
– Taki początek, na tak ciężkim terenie, z jednym z faworytów ligi, daje nam satysfakcję – mówił Zieliński. – Teraz możemy w dobrych nastrojach wracać do domu.
Pierwsze minuty meczu nie zapowiadały przegranej Lechii. Wprawdzie Cracovia groźnie kontratakowała, ale to biało-zieloni mieli na boisku przewagę. W 23. minucie Stojan Vranjes świetnie dośrodkował z lewego skrzydła – prosto na głowę Sebastiana Mili, który miał przed sobą tylko bramkarza i bramkę Cracovii, ale z bliska przeniósł piłkę nad poprzeczką.
Dwie minuty później w polu karnym główkował Adam Buksa, po dośrodkowaniu Mili, ale piłkę złapał bramkarz Cracovii.
Zwrot nastąpił w 26. minucie, kiedy to goście wykonywali rzut rożny z prawej strony boiska. Dośrodkowywał Mariusz Cetnarski, piłka trafiła na głowę Denissa Rakelsa, który przedłużył ją nad zdezorientowanymi obrońcami Lechii – do Piotra Polczaka. Padł efektowny gol po strzale szczupakiem. Bramkarz biało-zielonych Marko Maric nie miał szans na obronę.
Strata gola podcięła Lechii skrzydła. Gospodarze grali słabo i pewnie straciliby drugą bramkę, gdyby nie dobra postawa Marica.
Dopiero w ostatnich minutach biało-zieloni zerwali się do walki o remis, jednak strzał Macieja Makuszewskiego przeszedł nad poprzeczką Cracovii. Chwilę później szansę miał Piotr Wiśniewski, ale obrońcy Cracovii zablokowali piłkę.
– Najsłabszy mecz Lechii pod wodzą trenera Jerzego Brzęczka, jaki oglądałem – podsumował Jacek Bednarz, komentator telewizji Canal + Sport.
gdansk.pl