Życie to nie film, a Gdańsk to nie Las Vegas. Przekonał się o tym 22-letni mieszkaniec województwa kujawsko-pomorskiego, który w Gdańsku miał spędzić wieczór kawalerski. Zamiast na niezapomnianą zabawę w gronie przyjaciół, trafił do aresztu. Zatrzymano go na lotnisku bo udawał, że ma przy sobie bomby!
22-latek przyleciał 12 kwietnia z Warszawy do Gdańska samolotem rejsowym. Towarzyszyli mu przyjaciele. Mężczyźni – jak informuje straż graniczna – mieli w Gdańsku spędzić wieczór kawalerski. Zabawę prawdopodobnie rozpoczęli jeszcze przed odlotem, bo – jak się później okazało – u 22-latka stwierdzono ponad promil alkoholu w wydychanym powietrzu. Wszystko przebiegało zgodnie z ich planem… do czasu.
Po wylądowaniu w Gdańsku skończyła się dobra zabawa. Kiedy w terminalu lotniska mężczyzna wyszedł ze strefy zastrzeżonej, spostrzegłszy patrol, podniósł ręce i krzyknął po angielsku: „Mam dwie bomby!”. Chciał zapewne rozbawić w ten sposób swoich przyjaciół. Zamiast tego zwrócił na siebie uwagę strażników granicznych, którzy natychmiast podeszli do mężczyzny. 22-latek zaczął tłumaczyć, że to był tylko żart. Tłumaczenia na nic się jednak zdały. Mężczyzna został obezwładniony przez funkcjonariuszy. Założono mu kajdanki i zaprowadzono do pomieszczeń służbowych. Kilka godzin spędził w gdańskim Pogotowiu Socjalnym dla Osób Nietrzeźwych. Po wytrzeźwieniu został ukarany pięćsetzłotowym mandatem.
źródło: gdansk.pl