Pod koniec stycznia na rynku pojawiła się książka „Slow sex. Uwolnij miłość”. Hanna Rydlewska, dziennikarka oraz sexcoach Marta Niedźwiecka stworzyły podręcznik odważny, ale zarazem bardzo potrzebny Polakom. Slow sex nie jest powolny, jest pełny i satysfakcjonujący.
Chciałabym zacząć z Wami rozmowę banalnie. Czy Polacy wstydzą się rozmawiać o seksie?
Hanna Rydlewska: Myślę, że tak. Polacy wstydzą się nawet zadawać sobie pytania dotyczące własnej seksualności. Cały czas jesteśmy ofiarami przekonania, że jeśli się kochamy i tworzymy harmonijny związek, to w seksie też nam będzie wychodziło. Nie dopuszczamy do siebie, że tę sferę można modyfikować i rozwijać, bo boimy się, że przyznanie, że coś jest z naszym seksem nie tak, podważy sensowność relacji, w której tkwimy. Nie mówiąc już o tym, że mężczyźni traktują tę sferę życia bardzo ambicjonalnie, uważają, że poziom rozwoju ich seksualności świadczy o tym, jakimi są mężczyznami.
Marta Niedźwiecka: I że ten poziom jest zawsze wystarczający…
H.R. Kobiety z kolei traktują seks niczym miernik własnej atrakcyjności. Dlatego wydaje mi się, że seks bywa przemilczanym tematem.
M.N. Nie wiemy jakim językiem rozmawiać, na co ma wpływ także deficyt wiedzy. Tu potrzebna jest nie tylko wiedza o sobie, ale także wiedza ogólna o świecie. Aby móc rozmawiać o czymś z poczuciem, że wiemy o czym mówimy. W zakresie seksualności mamy mało punktów odniesienia, bardzo ubogi język i dużo obaw. To powoduje, że jesteśmy w pułapce, której opuszczenie kosztuje wiele odwagi. Osoby, które decydują się na taki krok zaczynają ze sobą rozmawiać o seksie, idą do terapeuty albo sięgają po lektury, to najczęściej ci ludzie, którzy doświadczają trudności . Niestety w Polsce nadal jest niewiele osób, które chcą rozmawiać o seksie rozwojowo. Zawczasu zastanawiając się co zrobić, żeby było im dobrze. Trochę jak o wakacjach, które chcemy ze sobą spędzić Przecież zazwyczaj je planujemy, rozmawiamy o nich. Tak samo można porozmawiać o seksie. Co zrobić, aby był udany i dawał nam szczęście.
H.R. Powodem, dla którego zaczynamy mówić o seksie jest zazwyczaj określony jasno problem. Zdrada, problemy z erekcją. Wtedy zaczynamy pogłębiać wiedzę.
Czyli jednym słowem: musi zdarzyć się coś przykrego, abyśmy zaczęliśmy rozmawiać.
H.R. Tak.
Kto ma większy problem z rozmowami? Kobiety czy mężczyźni?
M. N. Intuicyjnie chciałoby się powiedzieć, że mężczyźni, ale moje obserwacje tego nie potwierdzają. Być może kobiety są bardziej otwarte do mówienia o seksie, ponieważ ogólnie łatwiej mówi nam się o emocjach. Chociażby podczas spotkań z przyjaciółkami. Mężczyźni tego nie mają, dlatego ten pierwszy krok jest dla nich bardzo trudny. Z perspektywy swojego gabinetu widzę jednak ciekawą prawidłowość. Bardzo często przychodzą do mnie pary, w których on ma większe problemy z mówieniem o sobie. Kiedy jednak poczuje się pewnie i wie, że te rozmowy mu nie zagrażają to ma naprawdę wielką otwartość i odwagę sięgania do bardzo trudnych tematów. Natomiast kobiety bardzo chętnie rozmawiają o seksie, ale nie o swoich doświadczeniach. Dużo częściej zajmują się innymi, a nie sobą.
Żyjemy w kraju gdzie nikt nas nie uczy seksualności i wszystkiego co z nią związane. Nam, w książce „Slow Sex. Uwolnij miłość” łatwiej jest poruszać temat seksu, bo Hania jest dziennikarką i umie rozmawiać delikatnie, a ja zajmuję się tą dziedziną zawodowo. Nie jest powiedziane, że Wam, drodzy Czytelnicy, od razu ta rozmowa musi się udać. Trzeba próbować do skutku.
H. R. To, co ważne i o czym Marta mówi w książce, to praca nad sobą. Metoda małych kroków, która pozwoli nam dojść do punktu, który sobie wyznaczymy. Sam proces dochodzenia do celu może być przyjemny. W końcu tę drogę mamy pokonać wspólnie z partnerem.
W końcu tę drogę mamy pokonać wspólnie z partnerem.
H. R. Tak! To może nas zbliżyć, pozwolić nam na nowo się poznać, zakochać w sobie. Wiadomo, że ten proces nie jest łatwy. Szczególnie wtedy, kiedy pozbywamy się pewnych uprzedzeń czy kompleksów związanych ze swoją cielesnością. Ale w gruncie rzeczy to bardzo przyjemna gra, którą prowadzimy ze sobą.
M. N. Tu się ciśnie na usta zużyta metafora o podróży, która aż nadto pasuje do tej sytuacji Kiedy cała podróż i to co wydarzyło się podczas jej trwania jest równie ważne jak moment dotarcia do celu. Zatem praca nad seksem w związku okazuje się ważna nie tylko dla naszej sfery seksualnej, ale dla całego naszego życia, takiego jak wspólna codzienność czy rozwiązywanie problemów.
H.R. No właśnie. Załóżmy, że kobieta decyduje się na rozmowę i mówi swojemu partnerowi, że nie odpowiadają jej pozycje seksualne, które zazwyczaj wybierają, czy uległość, którą musi okazywać w seksie. W ten sposób może wywiązać się potrzebna w tym związku rozmowa, z której wynika, że rola kobiety w tej relacji nie do końca jej odpowiada.
Czy problemem nie jest także to, ze boimy mówić o swoich fantazjach? Wszyscy pamiętają szał dotyczący filmu „50 twarzy Grey’a”. Nagle okazało się, że kobiety mają bardzo rozbudowaną wyobraźnię, ale boją się jej użyć.
M. N. „50 twarzy Grey’a” było przełomem kulturowym dla kobiet z zachodu. Pierwszy raz pokazano świat BDSMowych fantazji w sposób niezagrażający nikomu, trochę waniliowy. Do tej pory w naszej kulturze głównie skupialiśmy się na męskich fantazjach i ich realizacji. A tutaj nagle okazało się, że rola kobiety i jej fantazje też mogą być ważne. Ten BDSM w filmie był bardzo delikatny, wręcz glamour. Wiele kobiet, które wcześniej nie miało styczności z tą tematyką mogło przejrzeć się w lustrze tej książki i pomyśleć: patrzę na to i jestem podniecona. To jest tajemnica sukcesu Grey’a.
Spora część kobiet z pewnością myślała: ja też tak chcę!
M. N. I to jest drugi problem. Dla wielu kobiet fantazje o byciu braną przemocą czy siłą jest fantazją z potrzeby uwolnienia się w sferze seksu. Bo jeśli ktoś nas wiąże, krępuje i narzuca to, co się będzie działo to tak naprawdę on zdejmuje z nas odpowiedzialność za naszą seksualność. Kobiety w Polsce i na całym świecie czekają na tego Christiana, który przyjdzie i nas oswobodzi z naszych lęków i strachu. Bo tak naprawdę chciałybyśmy się „puścić” w seksie, a nam nie wychodzi, ponieważ obawiamy się oceny naszego partnera albo nie odnajdujemy wspólnego języka z naszym ciałem. Tutaj znów kłania się rozmowa i wspólna praca. Może się okazać, że wspólne wyjście do kina czy obejrzenie filmu w domu pchnie parę do działania
Co skłoniło Was do napisania książki „Slow sex. Uwolnij miłość”?
H. R. Poczucie, że nikt w naszym kraju nie mówi odpowiednim językiem jak pracować nad swoją seksualnością. Z jednej strony mamy pozycje naukowe napisane językiem medycznym, a z drugiej pop-seks, czyli porady w magazynach dla kobiet, które sprzedają nam triki, ale nie mówią o emocjach. Nam chodziło o pokazanie seksualności jako elementu życia człowieka i połączenie jej z innymi sferami.
M. N. Poza tym w Polsce kształtuje się pewien kanon jak ta seksualność będzie się rozwijać. Od 2010 roku pojawia się coraz więcej ludzi, którzy pracują w nowoczesny sposób z seksualnością i dzielą się swoją wiedzą. Powstaje tak „baza danych”, do której z czasem, mam nadzieję, Polacy będą mogli sięgać i dowiadywać się jak najwięcej rzeczy, które normalnie są trudne do znalezienia.
„Slow sex. Uwolnij miłość” jest elementem czegoś większego, co dzieje się w naszym kraju i co jest pokłosiem faktu, ze Polska na kwestie seksualne się otwiera. W końcu rozumiemy, że tego tematu nie da się już dłużej odkładać.
H. R. Decyzja o napisaniu książki wyrosła także z naszej działalności. Marta od dłuższego czasu prowadziła różne edukacyjne projekty, m.in. Pussy Project, z którym jeździła po całej Polsce. Podczas tych spotkań kobiety mówiły, że nie mają skąd czerpać wiedzy i czują się bezradne. Ja z kolei zaczęłam prowadzić audycję o seksie w radiu Zet Chilli, gdzie zapraszałam ludzi nie tylko związanych z pracą nad seksualnością, ale szukałam także kontekstów w innych dziedzinach. Moi goście także mówili o braku takiej publikacji na polskim rynku. Marcie i mnie chodziło o połączenie teorii z ćwiczeniami praktycznymi. Nasza rozmowa jest odwzorowaniem rozmowy sex coacha z pacjentem, a jednocześnie dyskusją entuzjastki ze sceptyczką.
Wasza książka jest podręcznikiem?
M. N. Na pewno bardziej podręcznikiem niż poradnikiem. Jest fajne angielskie słowo WORKBOOK czyli książka, z którą się pracuje. W naszej książce jednym miejscu jest wiedza teoretyczna, ale przede wszystkim są informacje jak te ważne stany i emocje móc w sobie wywołać. Bardzo mocno wierzę w to, że rozmowa o seksie jest potrzeba, ale jeszcze ważniejsze jest, aby poczuć to co zostało powiedziane.
Ważne jest to, że osoby, które nie mogą pójść na terapię czy wziąć udziału w warsztatach mają możliwość korzystania z książki, która pomoże im przejść przez zmianę i okaże się ich przewodnikiem.
Jest także dla ludzi, których nie stać na terapię.
H.R. Tak, bo my nie chcemy mówić tylko do zasobnych mieszkańców dużych miast, których stać na to, aby chodzić regularnie do sex coacha. Chciałybyśmy, aby ta książka trafiła także do ludzi, którzy nie mieszkają w Warszawie czy Gdańsku, a chcą na własną rękę przeprowadzić zmianę w swoim życiu.
Mam wrażenie, że Wasza książka dla osób, które odważą się ją kupić i przeczytać stanie się przyjacielem. Takim kumplem, który sprawia, że życie jest fajniejsze i pełniejsze. Zgodzicie się ze mną?
H. R. Od samego początku, jakby to patetycznie nie brzmiało, towarzyszyło nam poczucie misji. Pracowałyśmy nad tym projektem rok i chciałyśmy, aby naszym czytelnikom ułatwił życie i otworzył ich na nowe doświadczenia.
M. N. Powiedziałaś takie fajne zdanie o zaprzyjaźnieniu się z książką. To wielki komplement! (uśmiech). Jednokrotne przeczytanie tej książki jest fajne i super ważne, ale potraktowanie jej jak przyjaciela na seksualne życie to świetny pomysł na zadbanie o swoją seksualność. Kiedy za parę lat sięgniemy po „Slow sex…” po raz kolejny będziemy mogły oceniać na jakim etapie swojej seksualności jesteśmy i jakie postępy zrobiłyśmy. Przecież odbieramy siebie i swoją seksualność inaczej jako 20-latki, 30-latki czy tym bardziej 60-latki, którym towarzyszy ogromnie dużo obaw.
H. R. Ta książka może być także źródłem inspiracji, przyczynkiem do zgłębiania rozmaitych dziedzin, np. minfulness czy tantry, na własną rękę. Z Martą rzucamy tropy i zachęcamy do samodzielnych poszukiwań.
Jak wyglądają Wasze spotkania autorskie? Publiczność chętnie wchodzi z Wami w interakcję czy raczej słuchają Was z zainteresowaniem podszytym zawstydzeniem?
H.R. Raczej to drugie. Ludzie, którzy przychodzą na nasze spotkanie, są bardzo zainteresowani poruszaną przez nas tematyką, ale zawsze kiedy z moich ust pada magiczne: „Może teraz pytania od państwa?”, zapada grobowa cisza. Potem oczywiście te lody pękają, szczególnie kiedy jedna osoba się przełamie i zabierze głos. Ale ewidentnie blokada, o której rozmawiałyśmy na początku, obowiązuje także podczas naszych spotkań.
M. N. Boimy się po prostu oceny. Dla porównania w kwestii ubioru mamy już ten spokój i wychodzimy z założenia, że strój nas wyraża, więc nosimy to, co chcemy. Jednak w seksualności wciąż jesteśmy zamknięcie i boimy się odkrycia przed nieznanymi ludźmi na spotkaniu autorskim.
Podczas naszej rozmowy uświadomiłam sobie, że nasze życie to jeden wielki wstyd. Na spotkaniu autorskim nie zadajemy pytań, partnerowi nie mówimy o swoich fantazjach, część z nas boi się jęczeć i wzdychać w sypialni, bo paraliżuje nas strach przed ośmieszeniem. Seks jest lękiem?
H. R. Wydaje mi się, że kobiety właśnie jęczą, bo tego naoglądały się w filmach. Uważają, że bez jęków ich partnerzy pomyślą, że nie jest im dobrze.
M. N. Powiedziałabym, że są dwie grupy. Te co bardzo jęczą i te, co nie jęczą zupełnie.
H. R. Marta w książce proponuje wiele technik oddechowych, które mają zintensyfikować odczuwanie przyjemności i przeżywanie orgazmu. Oddychamy zatem nie coraz szybciej i coraz głośniej, jęcząc, tylko uspokajamy oddech i napowietrzamy wszystkie nasze członki, aby przyjemność mogła się rozlać po całym ciele.
M. N. Wydawanie odgłosów, ale naprawdę bardzo pomaga kobietom, które mają problem z osiąganiem satysfakcji seksualnej. Głęboki oddech i wydobywanie dźwięków plus ruch miednicy pomagają wzmocnić podniecenie.
No właśnie. Każdy seks musi kończyć się orgazmem?
M. N. Zdecydowanie nie. Seks nie musi kończyć się orgazmem. To straszne ciśnienie, które na siebie nakładamy wynika z przekazów kulturowych. Kobietom w pewnym sensie zwrócono orgazm, gdyż wcześniej nie miałyśmy do niego prawa, ale teraz zrobił się z tego popkulturowy przymus. Jeśli orgazm się po prostu nie zdarzył – nie róbmy z tego problemu.
H. R. Dodam, że nie każdy seks to penetracja. W naszych wyobrażeniach seks to penis w waginie. A przecież seks to także wszystko co przed i po. Wystrzegamy się w książce twierdzenia, że istnieje gra wstępna i seks właściwy.
M. N. Kolacja przed seksem to także seks.
Ogólno przyjęta gra wstępna nie jest nazywana seksem.
H. R. I uchodzi za coś gorszego, za rozgrzewkę. Tymczasem pieszczoty ciała z wyłączeniem genitaliów mogą doprowadzić do szczytowania.
Zatem to może pomóc nam we wzajemnym poznaniu naszych ciał?
H. R. Na pewno. To także może uchronić nas przed działaniami „z automatu”. Takimi chwytami, których się nauczyliśmy i które stale stosujemy, bo uważamy je za pewną drogę do szczytowania.
Jeśli do związku zawitała rutyna można z nią coś jeszcze zrobić czy jesteśmy straceni?
M. N. Tylko śmierć nas traci dla seksu (śmiech). Nawet poważna choroba nie jest przeciwwskazaniem do uprawiania seksu. Rutyna jest komunikatem chorobowym o związku. Ten związek mówi: słabnę, zajmijcie się mną! Dajcie mi coś podniecającego, wpuśćcie tu powietrze! Nie ma sensu popadać w stany depresyjne, tylko trzeba brać się do roboty. I pamiętać o tym, że pracy nie zaczyna się do swojego partnera, tylko od siebie. Zawsze od siebie.
Wasze definicje dobrego seksu?
M. N. Nie wiem czy damy radę zrobić to inaczej…
H. R. Jako smok z dwiema głowami! Ja powiem, że dobry seks to prawdziwe spotkanie ze sobą i drugim człowiekiem.
M. N. Ja powiem to samo, ale innymi słowami. To przestrzeń wolności, w której wyrażamy siebie, ale jesteśmy otwarci na drugą osobę. Na miłość, na kontakt fizyczny.
Seks jest miłością?
M. N. Bywa.
H. R. Ale nie musi.
Bardzo Wam dziękuję.
Hanna Rydlewska – dziennikarka i redaktorka. Szefowa weekendowego magazynu Gazeta.pl, wcześniej wicenaczelna „Przekroju” i NaTemat.pl, kierowała magazynem „Exklusiv”. W radiu ZET Chilli prowadzi autorską audycję „Hani bal”, w której tropi związki erotyki ze sztuką, literaturą, modą i kulinariami. Pisała m.in. dla „ELLE”, „K MAGA”, „Vivy! Mody”, „Wprost”, „Art & Business”. Razem z Marcinem Różycem przez kilka lat prowadziła warsztaty z pisania na Art & Fashion Festival. Nałogowo pochłania książki, uwielbia rozmawiać z ludźmi.
Marta Niedźwiecka – absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego (filologia polska), Szkoły Głównej Handlowej, Colegium Civitas (life coaching) oraz Sex Coach University w San Francisco. W 2010 roku współtworzyła nowatorski projekt edukacji i rozwoju seksualności dorosłych – Pussy Project. Od 2012 roku prowadzi sesje dla solistów i par oraz warsztaty jako sex & life coach. Matka, żona i kochanka (w dowolnej kolejności), entuzjastka nurkowania i poszukiwania przyjemności.