Mam ten spokój, że nikt nie zmusza mnie do pisania recenzji. Nikt nie wymaga bym była miła. Czy jestem obiektywna? Nie mam pojęcia! Wiem jedno: kocham czytać książki. A książki Moniki Rudzkiej zajmują w moim sercu wyjątkowe miejsce.
„Singielka” to niezwykle trudna (z racji tematyki a nie trudności rozumienia) historia. Czy pokochacie Robertę, która jest główną bohaterką książki Teresy Moniki Rudzkiej? Nie wiem. Jest trudna, bywa humorzasta i niekoniecznie musi wzbudzić sympatię. Jednak po przeczytaniu książki i przeanalizowaniu jej „na chłodno” (to jedna z tych pozycji, które odstawia się na półkę, ale nie zapomina się o nich) jesteśmy w stanie zrozumieć trudny charakter Roberty.
„Singielka” to niesamowity obraz współczesnych kobiet. Monika nie boi się pisać prawdy. Nazywa po imieniu codzienne, społeczne zjawiska. Autorka pisze o dorastaniu kobiet do samotności. Tej z wyboru. Bo… być z kimś z tak zwanego braku laku? Po co? Tracić czas? Życie? Zdrowie? Dlaczego zadowalać się półśrodkami?
W życiu Roberty pojawiali się alkoholicy. Mama była bita przez ojca. Dlaczego więc Robi miała się godzić na tak cholernie okichane życie jakie miały kobiety w jej rodzinie? Roberta o mało nie wpada w szablony, które stworzyły jej matka i babka. A przecież… takich kobiet jest dzisiaj tak wiele…
Bo strach przed samotnością. Bo wstyd przed rodziną. Bo po co żyć w pojedynkę skoro można we dwoje.
Moim zdaniem „Singielka” może być szokiem dla… facetów. Że kobietki niby silne? Zaradne? Walczące? Twarde? Silne? A jasne że tak! A na pewno minęły czasy kiedy „brałyśmy co dawał los”.
Czytałam pozostałe książki Moniki. Najnowszej nie mogę się doczekać. Ale… „Singielka” jest cudownym obrazem tego, co mnie dzisiaj otacza. W tej książce jest tyle szalenie ważnej prawdy. CZYTAJCIE tę książkę wnikliwie. Uważnie. Nie pochłaniajcie tej literatury „na tempo”. Nikt nas nie goni kiedy czytamy książki. Dajcie jej czas. To naprawdę mądra książka.