Czytanie tej książki może być piekielnie smutne i trudne zarówno dla matek jak i dla córek… Poruszająca opowieść o miłości, która trwa dłużej niż oklepane „aż do śmierci”.
Podziwiam Teresę Monikę Rudzką za odważny krok, którym niewątpliwie było napisanie książki „Zawsze będę Cię kochać”. Ileż trzeba mieć w sobie siły, by pisać o śmierci własnego dziecka?
Nowa książka Moniki ukazała się na rynku 10 września. Wyłączyłam emocje i zaczęłam czytać…
Jak zwykle, czymś, za co Autorce należy się wielki plus to zrozumiała zawiłość. W książce zmieniają się narratorzy, co w przypadku obojętnego, byle jakiego czytania może wprowadzić chaos. Natomiast jeśli czyta się ją ze zrozumieniem – książka, jak zawsze w przypadku Moniki, jest LITERATURĄ, a nie byle jakim czytadłem.
Moim zdaniem znakiem rozpoznawczym Pisarki jest jej dystans, lekkie zadzieranie nosa (urocze, a nie denerwujące!) i pisanie „prosto z mostu”. Monika nie bawi się w sztuczne grzeczności. Mam wrażenie, że gdyby Jej książki mogły na chwilę stać się ludźmi z pewnością potrafiłyby zachować się na salonach, ale nie dałyby dmuchać sobie w kaszę.
Kiedy jednak spoglądam na tę książkę z perspektywy córki, która mogłaby zostawić na tym okropnym świecie moją mamę… Tu już robi się naprawdę ciężko. Jak znakomitą trzeba być pisarką, aby sprawić ból czytelnikowi? Jaką łatwość pisania i przelewania uczuć trzeba mieć w sobie, by wzbudzić tyle emocji! Ból Moniki przenika z kartek książki w nasze dłonie i przelewa się do całego ciała. Ta książka porusza, dotyka i pozwala docenić to, co się ma. Przecież życie jest tak kruche i ulotne!
Monika, gratulacje. Jesteś wielka.
Żywena, do zobaczenia kiedyś!