Październikowy róż tym razem króluje dzięki Lirene. Różową drużynę przetestowałam z przyjemnością. Dlaczego? Bo Lirene to jakość, bezpieczeństwo stosowania, dostępność dla każdej z nas i… piękne opakowania.
Zacznijmy od początku. Mycie skóry to podstawa pielęgnacji, dlatego pierwszy do gry wkracza żel do mycia twarzy. Wyciąg z noni oraz gliceryna cudownie pielęgnują delikatną skórę. Żel nawilża, koi, ale przede wszystkim fantastycznie zmywa nawet intensywny makijaż. Tusz, podkład? Różowy żel Lirene świetnie sobie z nimi poradzi.
Od pewnego czasu moim nawykiem jest przemywanie twarzy płynem micelarnym. Po pierwsze dlatego, że „poprawiam” efekt oczyszczenia. Po drugie nawilżam w ten sposób skórę. Po trzecie dzięki płynom micelarnym skończyły się moje problemy z przesuszoną cerą.
Jeśli cierpicie w powodu zaczerwienień – płyn micelarny 3 w 1 CERA NACZYNKOWA sprawdzi się w Waszej kosmetycznej gwardii perfekcyjnie.
Krem… bolączka wielu z nas. Za mało nawilża, skóra się świeci, wysusza, nie wchłania się. Jednak przy serii Lirene „CERA NACZYNKOWA” tego problemu nie ma. Krem na dzień nawilża i nadaje się jako baza pod makijaż. Chroni skórę przez wiele godzin. Krem na noc działa już nie tylko nawilżająco, ale także regenerująco i przeciwzmarszczkowo. Zawiera wyciąg z dyni, diosminę i żurawinę. Ten duet z pewnością przypadanie Wam do gustu.
Na deser zostawiłam prawdziwą wisienkę na torcie. Balsam RUBIN CHARM. Kuszące rubiny na skórze? Lirene to umożliwia. Jednak rozświetlenie to nie wszystko co otrzymujemy od tego kosmetyku. Po aplikacji skóra staje się gładka, miękka i… pachnąca! Zapach Rubin Charm to zapach elegancji, szyku i luksusu. Zakochacie się w nim.