Po dwóch dniach intensywnych treningów przyszedł czas na odpoczynek. Czynny odpoczynek!
Moja dzisiejsza wizyta w Studiu Sylwetki FORFIT trwała godzinę. Ostatnie dwa dni dzielnie trenowałam. W poniedziałek nogi, a we wtorek górne partie ciała. Dzisiaj przyszedł czas na relaks. Wylądowałam na orbitreku i rowerku.
Zbiegi okoliczności sprawiły, że mój dzisiejszy wysiłek pokrył się ze strasami, nerwami i absolutnym brakiem humoru. Budząc się rano pomyślałam, że nigdzie nie idę. Zostaję w domu, robię kawę, zakupuję się pod kołdrą i mnie nie ma. Coś wewnątrz jednak pchało mnie do FORFITU.
Z każdą minutą mojego wysiłku czułam się lepiej. Stres odpuszczał i powoli odchodził. Czułam każdy mięsień i radowałam się każdym ruchem. Mój Trener czuwał nade mną, ale pozwolił mi się wyżyć. Potrzebowałam intensywnej godziny. Z moją muzyką i moimi przemyśleniami.
Cudowne jest to, że po 60 minutach (30 minut rowerek, 10 minut przerwy i 20 min na orbitreku) czułam się jak nowonarodzona. Zmęczona, spocona, ale odprężona i radosna.
Dziś rozumiem, co mają na myśli ludzie, którzy ćwiczą, by się zrelaksować i „zresetować” głowę. To rzeczywiście działa…
I jest jeszcze jedna rzecz. W FORFICIE na Zaspie panuje wyjątkowa atmosfera. Po tygodniu moich wizyt czuję się tam jak wśród serdecznych znajomych. Każdego dnia motywują mnie ludzie i niezwykła „magia”, która krąży tam przez cały czas. W FORFICIE nie czujemy się grubi, brzydcy i beznadziejni. Dostajemy tam energii i pozytywnego kopa, który nie pozwala się poddać.